Dudy żywieckie – ewolucja instrumentu

Narodowe Archiwum Cyfrowe, Wycieczka przedstawicieli regionów górskich w Krakowie (1936).

„Dudy żywieckie – ewolucja instrumentu” to tytuł przedsięwzięcia zrealizowanego przez Przemysława Ficka w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, polegającego na wykonaniu czterech egzemplarzy dud żywieckich, ukazujących przemiany instrumentu od przełomu XIX/XX w. po czasy współczesne.

Na podstawie kwerendy eksponatów muzealnych oraz dostępnych zdjęć i rycin, powstały instrumenty odzwierciedlające charakter, konstrukcję, wygląd, materiały i brzmienie typowe dla danego okresu. Ukazane zostały różnice, zmiany, udoskonalenia i innowacje w instrumentach, począwszy od najstarszych opisanych egzemplarzy, poprzez instrumenty powojenne oraz te budowane w latach 80-tych, aż po dudy współczesne, zbudowane z wykorzystaniem najnowszych technologii i materiałów.


1. Felek

Moim pierwszym instrumentem, jak i zapewne większości dudziarzy z Żywiecczyzny, były dudy wykonane przez Feliksa Jankowskiego z Żywca. Nic w tym dziwnego, ponieważ był Jankowski twórcą płodnym i od lat 60-tych zaopatrywał w swoje instrumenty wszystkie okoliczne zespoły folklorystyczne. Do tego były to instrumenty łatwe do opanowania dla początkujących dudziarzy, posiadały bowiem znaczące udogodnienia w porównaniu z dudami wykonywanymi przez jego poprzedników: począwszy od szczelnych połączeń poszczególnych elementów z wykorzystaniem okładziny korkowej zamiast konopnej pakuły, poprzez niezniszczalne ustniki z tworzywa sztucznego zamiast drewnianych, na plastikowych stroikach kończąc. Korpusy stroików wykonywał z flamastrów, osadzając na nich drewniane piórka z odpowiednio przyciętych stroików klarnetowych. Profesor Zbigniew J. Przerembski twierdzi, że najlepiej grały te w kolorze niebieskim. Osobiście uważam, że w gajdzicy najlepiej sprawują się czerwone, a w huku czarne. Ostatnio eksperymentuję z żółtymi.

Materiały wykorzystywane do budowy stroików: drewno, tworzywa sztuczne, mosiądz.

Zastosowanie tworzywa sztucznego sprawiło, że stroiki stały się bardziej odporne na warunki atmosferyczne, dzięki czemu można było dudy przed koncertem nastroić i z dużym prawdopodobieństwem w tym samym stroju do końca koncertu pozostać. Bywało różnie, ale zdecydowanie lepiej, niż przy tradycyjnych stroikach wykonywanych z drewna czarnego bzu, które zawsze żyły swoim życiem. Jednak nie wszystkim to brzmienie pasowało. Poprzez wprowadzenie mniejszych średnic wewnętrznych i delikatniejszych stroików dudy grały co prawda lżej, ale także ciszej, brzmienie też było już trochę mniej „drewniane”, ale to niewielka cena za instrument, który już na dzień dobry nie zniechęca niecierpliwego nastolatka. Ponadto dobrze sprawdzało się to podczas grania z kapelą – dudy nie zagłuszały innych instrumentów. Natomiast pod względem wykonania, skomplikowania i różnorodności zdobień były to prawdziwe dzieła sztuki – misterne wzory, mistrzowskie połączenia cyny, rogu i mosiądzu, pięknie rzeźbione główki, idealnie wygięte rogi, czy perfekcyjnie wykonane mosiężne rezonatory, to po dziś dzień niedościgniony wzór. I te oczy… Chcąc pójść w ślady Mistrza z początku pozyskiwałem je ze starych pluszaków. Dopiero później zorientowałem się, że takie oczy można kupić w każdym sklepie z oczami i nie ma potrzeby krzywdzenia Bogu ducha winnych piesków czy misiów.

Zagadką pozostaje dla mnie długość gajdzicy i rozstaw otworów, większe niż w innych spotykanych przeze mnie dudach żywieckich. Za każdym razem rodzi to problem z „dociągnięciem” jej do tonacji F przy zachowaniu naturalnego brzmienia. Najlepiej spisuje się w okolicach tonacji E lub D – może właśnie pod tym kątem została obliczona?

Od strony technicznej największą trudność w wykonaniu kopii Mistrza Jankowskiego sprawiła gajdzica – to charakterystyczne dla niego połączenie cyny, rogu i mosiądzu potrafi dać w kość. Do wybijania wzorów na rezonatorach trzeba też było zrobić własne wybijaki w różnych kształtach. Ale było warto.

Prezentacja instrumentu w Muzeum Miejskim w Żywcu, nagranie: Dominik Imielski

2. Kopcuś

O Janie Kubiesie „Kopcusiu” z Koszarawy Cichej wiemy niewiele, poza wzmianką w artykule Stefana M. Stoińskiego opublikowanym w I tomie kwartalnika „Gronie” w 1938r.:

Dudy będące obecnie w użyciu mają huki o tonie F wielkiej oktawy. Pochodzą przeważnie z warsztatów Sopotni Małej (Szczepan Waligóra, ur. 1932), Pewli Wielkiej (gdzie żył ceniony majster dud Maciejny, zwany Wewiora, ur. około roku 1913) oraz ostatnio Koszarawy, gdzie pracuje młody Jan Kubies.

Kubies był znanym i cenionym twórcą dud, na których grywali najznakomitsi dudziarze z doliny Koszarawy. Były to instrumenty pięknie zdobione i bardzo precyzyjnie wykonane. Ale skoro w 1938r. Jan Kubies był jeszcze młodym twórcą, skąd dudy sygnowane jego nazwiskiem w zbiorach Muzeum Ludowych Instrumentów Muzycznych w Szydłowcu, datowane na koniec XIXw.?

Po bliższym zbadaniu wygląda na to, że pierwsza część burdonu nie jest oryginalna i pochodzi z innego instrumentu. Pozostałe części tworzą spójną całość i wyglądają na dobrą, przedwojenną robotę. Dudy te zostały zakupione przez Jadwigę i Mariana Sobieskich od Michała Pluty z Pewli WIelkiej, i raczej w tamtych stronach szukałbym ich autora. Są to jedne z dwóch najstarszych egzemplarzy dud żywieckich w zbiorach polskich muzeów i ten właśnie eksponat postanowiłem wziąć za wzór do swojej pracy.

Szczególną uwagę zwróciłem na charakterystyczne, proste zdobienia cynowe przedzielone toczonymi rowkami, a także rogowo-cynowe obrączki na łączeniach huka, zamiast powszechnie stosowanej blachy mosiężnej. Wzory na rezonatorach zostały wybite „na zewnątrz” (u Feliksa Jankowskiego były wybijane „do środka”), a kolanko wykonane jest z jednego kawałka drewna. Zamiast rzeźbionej koziej główki mamy tu drewniany stożek („kotkę”). Łączenia uszczelniane są pakułą, a stroiki wykonane z drewna czarnego bzu. Charakterystyczne dla starszych instrumentów były także szerokie przekroje wewnętrznego kanału w huku, sięgające nieraz 12mm. Skóra odwrócona włosiem do środka teoretycznie miała być receptą na wilgoć zbierającą się w worku, w praktyce nieraz kończyło się zatykaniem stroików przez wylatujące ze środka włosy. Jednak na rycinie Kajetana Wincentego Kielsińskiego z 1841r. widzimy dudziarza grającego z włosem na zewnątrz, więc najwidoczniej nie była to reguła. Dlatego w tym uroczym instrumencie postanowiłem użyć własnoręcznie wyprawionej skóry (dzięki wskazówkom niezastąpionego Andrzeja Budza) i odwrócić ją włosiem na zewnątrz. Główka inspirowana jest ryciną T. Zamiara z I tomu „Groni”. Pakułę na łączeniach zastąpiłem o wiele praktyczniejszą nicią woskowaną. Stroiki wykonane z czarnego bzu nadają instrumentowi ciepłego, miękkiego brzmienia, a cały instrument w trakcie gry aż drży ze szczęścia. Co ciekawe, takie stroiki wymuszają też inny rodzaj gry – jak to mówił Władysław Byrtek, „dudy mają grać legato”. Polecam wszystkim dudziarzom, zwłaszcza tym, którzy zawsze chcą mieć perfekcyjnie strojący instrument na scenie. Przygotowanie takich dud do gry to prawdziwa lekcja cierpliwości i pokory, a strojenie ich w trakcie koncertu może dostarczyć widzom wielu niezapomnianych wrażeń.



3. Pewel

Dzięki uprzejmości Pani Doroty Ryżki miałem możliwość zapoznania się z archiwalnymi zdjęciami Jej autorstwa, przedstawiającymi dudziarzy z Pewli Wielkiej. Część z tych zdjęć znalazła się na okładce płyty „Kapela Byrtków z Pewli Wielkiej” wydanej przez ROK w Bielsku-Białej. Na przykład takie zdjęcie młodego Edwarda Byrtka, grającego na bardzo interesujących dudach:

Postanowiłem więc takie dudy zbudować. Zadanie okazało się niełatwe – oblewek cynowych było co prawda niewiele, ale wymagały dokładności i cierpliwości, czego na szczęście tym razem mi nie zabrakło. Mamy tu „kotkę” zamiast rzeźbionej główki, kolanko wykonane z dwóch połączonych kawałków drewna oraz mosiężne obrączki na łączeniach. Postanowiłem jednak wprowadzić pewną zmianę: u Józefa Maślanki z Hali Boraczej podpatrzyłem świetne rezonatory z wypukłymi denkami. Pomyślałem, że będą tu doskonale pasować. Na rezonatorach wykonałem wzory zapożyczone z innych pewlańskich dud autorstwa Antoniego Piechy. Skóra tym razem bez włosów, a stroiki dla odmiany wykonane z mosiądzu, z drewnianymi piórkami. Takie właśnie pierwszy raz zobaczyłem w dudach Edwarda Byrtka i już zawsze będą mi się kojarzyć z Pewlą Wielką. Są trwałe i dają mocny dźwięk, zwłaszcza przy dużych średnicach wewnętrznych instrumentu. To zdecydowanie najlepiej grające dudy, jakie kiedykolwiek zrobiłem. A przez dużą ilość cyny i mosiądzu są też dosyć ciężkie, więc nie tylko zgrabnych palców, ale i silnych pleców do nich potrzeba.



4. Karbon

Ale nie ten paleozoiczny, tylko modelarski. Okazuje się, że cienki listek włókna węglowego z powodzeniem zastępuje drewniane piórka, a w połączeniu z mosiężnym lub plastikowym korpusem daje niezawodny stroik do dud, odporny na zmiany wilgotności i temperatury. Takie stroiki mają też oczywiście swoje wady, na przykład po dłuższym graniu osadza się na nich wilgoć i trzeba je dokładnie wyczyścić. Z czasem piórka z włókna węglowego lubią pękać i trzeba je wymienić. No i rzecz jasna brzmienie, choć czyste i mocne, jest już bardzo dalekie od tradycyjnych stroików drewnianych, ale po pierwsze: nie każdy tę różnicę w ogóle dostrzega, a po drugie: to naprawdę cieszy, kiedy jedziecie na koncert, wyciągacie instrument na którym od tygodnia nie graliście i wszystko stroi!
Chyba, że gracie na jarmarku bożonarodzeniowym. Wtedy już nic Was nie uratuje.

A co zamiast koziej skóry? Oczywiście goretex, rodem ze Szkocji. Szczelny, trwały, i miejmy nadzieję, że faktycznie oddychający. Na wszelki wypadek lepiej wrzucić do środka parę pochłaniaczy wilgoci. I uszyć na niego pokrowiec, jeśli nie chcemy wyglądać jakbyśmy trzymali pod pachą kurtkę sportową.

A zamiast rogowych czy mosiężnych obrączek – specjalny plastik do toczenia. Właściwie można by z niego wytoczyć cały instrument, ale zostawmy sobie trochę przyjemności z trzymania go w rękach.

Jeśli jeszcze dodamy do tego rogi i rezonatory wydrukowane w całości w 3D, otrzymamy taki oto lekki, zgrabny, grający i strojący, prosty w obsłudze, niezawodny, do bólu współczesny instrument, który jest przy tym tani i szybki w wykonaniu, dzięki czemu świetnie nadaje się do nauki dla początkujących dudziarzy. W końcu walczymy o to, żeby dudziarstwo na Żywiecczyźnie przetrwało i cieszymy się z każdego młodego atepta sztuki dudziarskiej. Szanowni Państwo, oto moja propozycja współczesnych dud żywieckich, model „Śtudent”:

Prezentacja instrumentu w Muzeum Miejskim w Żywcu, nagranie: Dominik Imielski

5. Jak powstały te instrumenty?

Zobaczcie Państwo sami. A ja przesyłam serdeczne podziękowania dla Pani Barbary Rosiek i Działu Etnografii i Przyrody Muzeum Miejskiego w Żywcu za pomoc w organizacji wystawy i prezentacji instrumentów oraz dla Pana Profesora Zbigniewa J. Przerembskiego za konsultację merytoryczną.



Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego